Ucieczka do złota i srebra
Dziś przed południem złoto kosztowało 1433 USD za uncję a srebro 36,65 USD i rośnie prawdopodobieństwo kolejnych wzrostów notowań tych kruszców.
Komplikująca się coraz bardziej sytuacja na świecie oraz utrata zaufania do pieniądza papierowego powodują, że ludzie na całym świecie uciekają do twardych aktywów, w tym do złota i srebra.
W USA niektóre stany na poważnie rozważają wprowadzenie złotego standardu aby zabezpieczyć lokalne gospodarki przed kryzysem. Jest to niezgodne z prawem federalnym, lecz determinacja zwolenników pieniądza kruszcowego jest duża.
I tak, znany kongresmen Ron Paul z Teksasu opowiedział się za wprowadzeniem abolicji przez Rezerwę Federalną i powrotem do złotego standardu.
Ustawodawcy w kilku stanach, takich jak Tennessee, Wirginii, New Hampshire i Południowej Karolinie przygotowali projekty ustaw dotyczące emisji własnych walut na wypadek upadku Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych. W Georgii projekt ustawy zakładający wprowadzenie walut opartych o złoto i srebro jest już w konsultacjach.
W stanie Utah planuje się wprowadzenie złotych i srebrnych monet, jako legalnego środka płatniczego. Ponadto wymiana tych monet na inny legalny środek płatniczy miałaby być wyłączona z obowiązku płacenia podatku stanowego.
Brad Galvez, Republikanin z Utah, który przygotował projekt ustawy powiedział, że jest to krok, który umożliwi podtrzymanie lokalnej gospodarki na wypadek upadku dolara.
- Jeżeli chcesz wydać złotą lub srebrną monetę na zakup, np. pary butów, to jej nominałem może być 1 dolar lecz cena rynkowa może wynosić np. 35 dolarów. Wydając taką monetę powinieneś otrzymać towar o jej faktycznej wartości a nie jej nominale – mówi Galvez. Prawo nie będzie jednak zmuszać handlowców do akceptowania monet z kruszcu.
Na banknotach dolarów amerykańskich widnieje napis "In God we trust". Znaczenie tego sloganu jest szczególne w dzisiejszej rzeczywistości. Amerykanom pozostała wiara w Opatrzność Boską, bowiem ich waluta, będąca dziesiątki symbolem zaufania na całym świecie jest detronizowana przez złoto i srebro.
Chińczycy wykupują złoto i srebro
Po latach prosperity, chińska gospodarka dostaje zadyszki. Rynek nieruchomości osiągnął nieznane dotychczas poziomy cenowe, rośnie szybko inflacja. Aby obronić realną wartość portfeli, ludność lokuje pieniądze w złoto i srebro.
W Chinach narasta panika, ludzie obawiają się, że krach na przegrzanym rynku nieruchomości jest już bliski. Od kilku miesięcy szybko rośnie inflacja i w lutym wyniosła 4,9 proc., przypomnijmy rok wcześniej był to poziom 1,5 proc.
Rosną więc obawy, że Ludowy Bank Chin będzie podejmować dalsze działania w zakresie zaostrzenia polityki monetarnej. Taka perspektywa stanowi dodatkowy czynnik podnoszący ryzyko na rynkach. Podwyżki stóp procentowych spowodują umocnienie juana a to oznaczać będzie pogorszenie warunków wymiany handlowej z zagranicą. Chiny, które tradycyjnie miały dużą nadwyżkę eksportu nad importem ostatnio odnotowały deficyt obrotów w wysokości 7,3 mld dolarów. Ten najgorszy wynik od siedmiu lat był szokiem dla władz w Pekinie.
Czy będziemy mieli powtórkę z kryzysu? Jeżeli tak, to będzie ona tym razem na Dalekim Wschodzie. Chiny to obecnie druga co do wielkości gospodarka świata, zatem kryzys może uderzyć mocno również w inne kraje, niczym fala tsunami.
Rosnąca inflacja jest efektem wprowadzenia pakietu stymulacyjnego w kwocie 585 mld dolarów. Chociaż jest to mniej niż wartość pomocy jakiej udzielił rząd USA (800 mld dolarów), to jednak więcej w porównaniu z PKB. I teraz pieniądze te, wprowadzone w chińską gospodarkę powodują wzrost cen.
Nic więc dziwnego, że ludzie panicznie poszukują pewnych lokat dla ratowania realnej wartości swych portfeli. Taka tendencja ujawniła się już kilka lat temu i narastała z czasem.
Według szwajcarskiego banku UBS, w dwóch pierwszych miesiącach 2011 roku Chińczycy kupili 220 ton złota. Ten ogromny popyt stanowi 47 proc. światowej produkcji złota za ten okres. Jeżeli ekstrapolujemy te dane do pełnego roku to chińscy konsumenci nabędą w 2011 roku więcej złota, niż posiada w skarbcu Ludowy Bank Chin.
Dotychczas to Indie wiodły prym w zakupach złota. Sytuacja zmienia się więc dynamicznie, przybywa zwolenników kruszcu. A to oznacza ogromny popyt na złoto teraz i w przyszłości, bowiem Chińczycy to największa populacja na świecie z dynamicznie rosnącymi dochodami.
Lecz popyt w Chinach kreowany jest nie tylko przez ludność. W poprzednich latach bank centralny akumulował złoto nie ujawniając tego publicznie. Dopiero po zakupie 454 ton ujawnił swe działania. Obecnie według oficjalnych danych posiada 1054 tony złota. Jest ono warte mniej niż 2 proc. rezerw walutowych, które stanowią blisko 3 bln dolarów. Dla porównania, w krajach rozwiniętych złoto stanowi kilkadziesiąt procent rezerw. Trzymanie tak dużej sumy w większości w niepewnym dolarze to duże ryzyko, z czego zdaje sobie sprawę Pekin. Zatem wysoce prawdopodobnym jest, że Bank Ludowy Chin potajemnie gromadzi dalej złoto, a pochodzi ono z krajowej produkcji.
Chiny są obecnie największym producentem złota – w 2010 roku wyprodukowały ponad 300 ton tego kruszcu, o 9 proc. więcej w porównaniu z 2009 rokiem.
W grudniu ubiegłego roku Bank Przemysłowo-Handlowy Chin (Industrial and Commercial Bank of China, „ICBC”) zaczął otwierać konta depozytowe złota. Obecnie jest już milion takich kont i znajduje się na nich łącznie 12 ton złota w postaci fizycznej. Bank ten sprzedaje również złoto klientom detalicznym.
Jak powiedział Zhou Ming, zastępca departamentu metali szlachetnych w ICBC, w styczniu sprzedano w tym banku 7,8 tony złota, co stanowi połowę całorocznej sprzedaży z ubiegłego roku. Jeszcze szybciej rośnie popyt na srebro, o czym świadczą dane za styczeń, kiedy bank ICBC sprzedał klientom 13 ton srebra, wobec 33 ton w ciągu całego 2010 roku. Zatem srebro staje się coraz bardziej popularnym metalem inwestycyjnym. W 2010 roku Chiny zaimportowały rekordową ilość srebra – 5159 ton, o 15 proc. więcej niż rok wcześniej.
Światowa Rada Złota (World Gold Council) przewiduje, że w ciągu 10 lat popyt na złoto w Chinach może się podwoić. Jak widać, od sytuacji w Państwie Środka będzie sporo zależeć na rynku metali szlachetnych. A ta nie sprzyja tamtejszej walucie lecz złotu i srebru, które mają duże szanse osiągać kolejne rekordy cenowe w tym roku.
Manipulacja cenami żywności ?
Era niskiej inflacji u nas i na świecie właśnie się kończy. Przygotujmy się na spadek wartości naszych pieniędzy. Prognozy dla Polski i świata są coraz bardziej niepokojące.
Od początku roku analitycy i media licytują się danymi o podwyżkach cen produktów spożywczych i szacunkami przyszłych. Zwyżka notowań pszenicy na światowych rynkach o ponad 60 proc. od lata przełożyła się na ponad 20-procentowy wzrost cen mąki u nas. W ślad za nią mocno drożeje pieczywo, którego ceny w zeszłym roku wzrosły o prawie 10 proc., a także makarony i ciasta. Kurczące się zapasy ziarna w kraju oraz chwiejące globalnym rynkiem ostatnie powodzie w Australii i Brazylii nie zapowiadają rychłej zmiany trendu. W czołówce tego wyścigu cen są też owoce i warzywa, za które płacimy obecnie 15-20 proc. więcej niż przed rokiem (jabłka i pomidory podrożały o ponad połowę), w podobnym stopniu za masło i dużą część produktów nabiałowych. Wyraźnie, o jedną dziesiątą, zdrożały też drób i cukier. – Średni wzrost cen żywności w ciągu ostatniego roku wyniósł 5-6 proc. – szacuje Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
To i tak sporo mniej niż na świecie. Opublikowany właśnie raport ONZ mówi o 25-procentowym wzroście cen produktów żywnościowych w 2010 roku. U nas hamował je umacniający się od połowy roku złoty, zmniejszając koszty importu. W tym roku trudniej na to liczyć, bo przy obecnych notowaniach złotego do euro (3,85-3,90 zł) czy do dolara (poniżej 2,90 zł) raczej nie można się spodziewać dalszego umacniania naszej waluty.
A prognozy dla świata są coraz bardziej niepokojące. Wyliczany przez FAO, agendę ONZ ds. wyżywienia i rolnictwa, indeks cen żywności, obejmujący 55 produktów, wspiął się ostatnio na najwyższy poziom od 2,5 roku, napędzany głównie zwyżką cen cukru, pszenicy, kukurydzy i soi. Eksperci są pewni, że to nie koniec marszu. – Obawiamy się, że ceny żywności wrócą wkrótce do poziomu z 2007 roku, czasów poprzedniego kryzysu na tym rynku – przewiduje Sudakshina Unnikrishnan, analityk Barclays Capital. Eksperci FAO i Banku Światowego zapowiadają wręcz dekadę drogiej żywności, prognozując największe wzrosty, nawet rzędu 40-45 proc. w przypadku zbóż, olejów i nabiału, a przede wszystkim masła. Optymistą przestał być nawet Marek Sawicki, minister rolnictwa, który rok temu studził obawy przed drożyzną na tym rynku. – W 2011 roku nie należy się spodziewać spadku cen żywności na rynkach światowych. W Polsce zakładam ich wzrost o 4-4,5 proc. – mówił niedawno.
Warto przy tym pamiętać, że przyczyną wzrostu cen żywności na globalnym rynku jest nie tylko rosnący popyt na żywność, zwłaszcza w takich krajach jak Chiny, Indie czy Rosja, i niedostateczna jej podaż. Drożyzna jest też wynikiem poczynań spekulacyjnie nastawionych inwestorów, którzy traktują podstawowe produkty spożywcze jako aktywa inwestycyjne. Od kilku miesięcy wolą oni kupować kontrakty na pszenicę, kukurydzę czy cukier niż na surowce czy metale, bo dostrzegają w tym sektorze szanse na zarobek. To zaś winduje notowania produktów żywnościowych. Obrazujący ich wzrost indeks GSCI Agriculture, wyliczany przez agencję S&P, zwyżkował w ciągu ostatnich 12 miesięcy o 55 proc.
Upadek Stanów Zjednoczonych
Wg wszelkich oznak na ziemi, gospodarka Stanów Zjednoczonych, niegdyś najpotężniejszego mocarstwa na świecie, dzisiaj jest ku upadkowi. Ponad 20% amerykanów nie ma pracy. Rzeczywiste zadłużenie USA wynosi ponad 550% PKB. Zamykana jest NASA. Największe szklane biurowce stoją puste. Ludzie zbierają puszki na złom. Gminy odłączają prąd, oszczędzając na wszystkim, co tylko możliwe. Cała technologia, która do tej pory została nabyta na kredyt, jest legalnie zabierana amerykanom.
Niemcy i Francja chcą, by Portugalia przyjęła pomoc finansową
Nie podając źródeł tej informacji niemiecki tygodnik napisał, że eksperci rządów obydwu krajów są zaniepokojeni tym, że - ich zdaniem - Lizbona wkrótce nie będzie już w stanie finansować swych długów "racjonalnie oprocentowanymi kredytami". Koszty, jakimi rynki finansowe obciążają pożyczki udzielane Portugalii wzrosły znacznie pod koniec ubiegłego roku.
Berlin i Paryż chcą też, by kraje strefy euro zobowiązały się do podjęcia wszelkich możliwych kroków w celu obrony wspólnej waluty.
Portugalia postrzegana jest przez wielu ekonomistów jako peryferyjny kraj eurolandu, najbardziej obecnie narażony na wybuch finansowego kryzysu, który wcześniej dotknął już Grecję i Irlandię.
Cały świat stara się powstrzymać wzrost cen żywności
Rosja wprowadziła zakaz eksportu zbóż, mający obowiązywać do końca 2011 r.. Korea Południowa i Filipiny zawiesiły cła importowe na część artykułów żywnościowych, m.in. ryby i mleko w proszku. W grudniu Sri Lanka uwolniła swoje zapasy ryżu i przywróciła ceny maksymalne, które zniesiono w październiku. Na całym Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce, władze starają się utrzymać niższy poziom cen wprowadzając rozmaite subsydia.
Agencja ds. Żywności i Rolnictwa Organizacji Narodów Zjednoczonych ostrzegała niedawno, że w grudniu kalkulowany przez nią indeks cen żywności osiągnął rekordowy poziom, przebijając poprzedni szczyt zanotowany wczesną wiosną 2008 r. Za wzrostem kryją się przede wszystkim ostre zwyżki cen cukru, olejów spożywczych i tłuszczy. Szybko rosną również ceny soi i kukurydzy, która w piątek osiągnęła najwyższy poziom od 29 miesięcy.
W grudniu ceny ryżu w Bangladeszu skoczyły o 8 proc., a w Indiach cebula podrożała o 80 proc. w zaledwie tydzień.
- Obecnie wszyscy obawiają się, że ceny wrócą do poziomów z lat 2007-08 – mówi Sudakshina Unnikrishnan, analityk rynków towarowych w Barclays Capital.
Rosnące ceny żywności mogły być jedną z przyczyn zamieszek w Tunezji. Demonstracje i niepokoje społeczne doprowadziły już do ustąpienia prezydenta Zine El-Abidine Ben Ali. Zamieszki antyprezydenckie zaczęły się w grudniu, zainicjowane sporem o koncesję między policją a sprzedawcą warzyw i owoców, który w proteście podpalił się. Ben Ali na początku tego tygodnia, próbując bezskutecznie utrzymać się przy władzy, zarządził obniżkę cen cukru, oleju spożywczego i wielu innych towarów.
Inne kraje, zarówno małe jak i duże, zmagają się również z rosnącą inflacją. W tym roku stopy procentowe podniosły już Chiny, starając się schłodzić gospodarkę i powstrzymać rosnący indeks cen, zwłaszcza żywności.
W zeszłym miesiącu Międzynarodowy Funduszu Walutowy informował, że w zmagającej się z niesprzyjającą pogodą Armenii „spadek produkcji rolnej i rosnące ceny importowanej pszenicy przełożyły się na wyższe ceny żywności. – Żywność, która ma prawie połowę udziału w indeksie cen konsumpcyjnych, sprawiła, że wartość wskaźnika wzrosła do ponad 9 proc. w ujęciu rocznym.
Zdaniem Unnikrishnana część czynników pogłębiających wzrost cen – m.in. powodzie w Australii, zeszłoroczna susza w Rosji i zła pogoda w Ameryce Południowej – są przejściowe. Dodaje jednak: - Jeśli patrzeć na przyszły rok lub nawet kilka kolejnych, zakres wahań będzie większy z powodu rosnącego popytu na rynkach wschodzących, mniejszych zapasów oraz polityki wspierającej rozwój biopaliw.
Lester Brown, szef waszyngtońskiego think tanku Earth Policy Institute, ostrzega, że długofalowe trendy w segmencie żywności są niepokojące. Dotyczy to zwłaszcza soi. Zaznacza też, że w 1995 r. Chiny konsumowały całą wytwarzaną przez siebie soję. Od tego czasu poziom produkcji nie zmienił się, a popyt wzrósł pięciokrotnie.
Jednak zdaniem Browna, głównymi czynnikami ograniczającymi produkcję rolną będą niedobory wody i zmiany pogodowe, ponieważ wzrost temperatury o 1 stopień Celsjusza przekłada się na 10-procentowy spadek zbioru zbóż.
Takie zmiany są jednak mocno rozciągnięte w czasie i obecnie analitycy skupiają się na bardziej sezonowych czynnikach.
Unnikrishnan twierdzi, że ceny pszenicy mogą nie pobić swojego rekordu cenowego z 2008 r., ponieważ obecne zapasy są ok. 45 proc. większe, niż w owym czasie. Gorzej jego zdaniem wygląda sytuacja na rynku kukurydzy. Zapasy amerykańskiej kukurydzy spadły do mniej niż połowy poziomów notowanych rok temu i najniższego od 15 lat. Tymczasem Chiny, które zawsze były niewielki eksporterem, od ok. sześciu miesięcy są importerem.
Międzynarodowe agencje obawiają się o wpływ wyższych cen żywności na sytuację w najbiedniejszych krajach świata. – Jesteśmy mocno zaniepokojeni tym, jak odbije się obecny wzrost cen żywności na najbiedniejszych. To oni ucierpią najbardziej – mówi Ngozi Okonjo-Iweala, dyrektor zarządzający Banku Światowego i były nigeryjski minister finansów. – Wszyscy widzieliśmy, co się stało w 2008 i 2009 r. Ponad 64 mln nowych ludzi znalazło się wówczas poniżej progu ubóstwa.
DŁUG PUBLICZNY USA !!!
Dług publiczny USA osiągnął rekord wszech czasów i w ostatnim tygodniu grudnia przekroczył 14 bln dol. - podał w sobotę portal Yahoo News, powołując się na agencję AP. Oznacza to, że każdy Amerykanin jest zadłużony na ponad 45 tys. dol.
Niemal połowa obecnego zadłużenia powstała w ciągu ostatnich sześciu lat. Zadłużenie wzrosło z 7,6 bln dol. w 2005 roku, kiedy prezydent George W. Bush zaczynał swą drugą kadencję, do 10,6 bln w dniu, w którym urząd prezydenta objął Barack Obama i do 14,02 bln obecnie.
Dług publiczny zazwyczaj kurczy się w czasach pokoju i rośnie w latach wojny. Gwałtowny skok zadłużenia od 2005 roku przypadł na okres, w którym Stany Zjednoczone prowadziły dwie kosztowne wojny oraz przeszły najgłębsze załamanie gospodarcze od lat 30. XX wieku - przypomina AP.
W liście do Kongresu USA amerykański minister skarbu Timothy Geithner poinformował, że w marcu tego roku przekroczony zostanie dopuszczalny prawnie limit wysokości długu publicznego, który wynosi 14,3 mld dol.
Według Geithnera, jeśli limit ten nie zostanie podniesiony, gospodarkę amerykańską czeka katastrofa na miarę kryzysu finansowego z lat 2008-2009.
Deficyt budżetowy wyniósł w 2010 roku 1,7 bln dol. W roku bieżącym rząd wyda zapewne o 1,3 bln dol. więcej niż uzyska przychodów. Oznacza to, że na każdego wydanego dolara rząd pożycza 41 centów.
Geithner ostrzega, że walki polityczne w Kongresie między Republikanami a Demokratami dotyczące wydatków rządu i ewentualne upieranie się przy utrzymaniu obecnego limitu zadłużenia mogą doprowadzić do "sytuacji bez precedensu w amerykańskiej historii", czyli do niezdolności Stanów Zjednoczonych do obsługi własnych długów.